top of page

 

 

"Dziewczyna z Ajutthai"

 Fragment 1 - Mateusz

 

" Zaparkowała pod hotelem. Czuła się trochę jak złodziej. Przez całe życie sztywno trzymała się zasady, by nie zadawać się z żonatymi. Jeszcze miała nadzieję, że może nic się nie zdarzy, może zdoła się oprzeć emocjom. Tylko czy na pewno tego chciała?

Restauracja byÅ‚a przytulna. Mateusz zamówiÅ‚ wino. Na poczÄ…tku rozmowa siÄ™ nie kleiÅ‚a. KiedyÅ› z zapaÅ‚em dyskutowali o pracy, projektach, nowych strategiach. Gdy teraz opowiadaÅ‚ jej o sprzedaży i klientach, Joanna nagle poczuÅ‚a siÄ™ zmÄ™czona. MiaÅ‚a wrażenie, że jest z innego Å›wiata. ZapytaÅ‚a, jak siÄ™ miewa jego synek. OdpowiedziaÅ‚ niechÄ™tnie. Tego wieczoru nie chciaÅ‚ pamiÄ™tać o rodzinie.

Wino zrobiło swoje. Śmiali się co raz głośniej. On położył rękę na jej dłoni. Joanna spostrzegła, że jego palce są grube, trochę nieporadne. Jakby nie od kompletu...

Potem przesunÄ…Å‚ palcem po jej ustach.

 

W windzie zaczÄ™li siÄ™ caÅ‚ować, namiÄ™tnie, zachÅ‚annie. Joanna miaÅ‚a wrażenie, że jadÄ… coraz szybciej. Winda mogÅ‚aby siÄ™ wcale nie zatrzymywać. Niech zawiezie ich do nieba albo jeszcze dalej, gdzie już nic nie bÄ™dzie ważne, gdzie ona nie bÄ™dzie tÄ… cholernÄ… trzeciÄ…. W gÅ‚owie zapaliÅ‚a siÄ™ czerwona lampka. CzuÅ‚a, że stÄ…pa po krawÄ™dzi i zaraz spadnie w przepaść. MogÅ‚aby jeszcze uciec. Ale nie miaÅ‚a już siÅ‚y. ByÅ‚o zbyt dobrze. Mateusz przywarÅ‚ do niej caÅ‚ym ciaÅ‚em. Za niÄ… byÅ‚a tylko Å›ciana pokoju. Jego usta kÄ…saÅ‚y jej szyjÄ™. Jedna dÅ‚oÅ„ Å‚apczywie siÄ™gnęła do piersi chronionej przez pancerz stanika. Druga wkradÅ‚a siÄ™ miÄ™dzy jej uda. Za szybko, wszystko za szybko, wzdrygnęła siÄ™ w duchu. WiedziaÅ‚a, jednak, że jego ogieÅ„ nie zgaÅ›nie, póki siÄ™ nie wypali, do koÅ„ca, do ostatniej iskry.

- Jak lubisz? – usÅ‚yszaÅ‚a jego szept.

Delikatnie, opuszkami palców, chciaÅ‚a powiedzieć, ale on nie czekaÅ‚ na odpowiedź. PopchnÄ…Å‚ jÄ… na hotelowy tapczan i wbiÅ‚ siÄ™ w niÄ…. RozporzÄ…dzaÅ‚ jej ciaÅ‚em jakby od zawsze należaÅ‚o do niego. ByÅ‚o ciemno i znowu samotnie.

 

- ZrobiÅ‚em to – Mateusz wyszeptaÅ‚ w ucho KrzyÅ›ka w przerwie sÅ‚użbowego spotkania

- Co zrobiłeś?

- Wczoraj była cała moja, od koronkowych majteczek po sam czubek czarnych rzęs.

- Kto? Joanna?

- A kto by inny? Ma świetny tyłek, ale nie jest tak gorąca jak myślałem. Musiałem się ostro natrudzić by ją rozluźnić.

- Może raczej ty nie jesteÅ› takim ogierem, jak ci siÄ™ wydaje – zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ Krzysiek. – I co bÄ™dzie dalej? Podwójne życie?

- Dobre pytanie. Byłem pewien, że z Aśką to coś ważnego, ale teraz sam nie wiem...

- Jasne, miaÅ‚eÅ› po prostu strasznÄ… ochotÄ™ jÄ… przelecieć i tyle! – skwitowaÅ‚ Krzysiek

- Chyba nie uważasz mnie za takiego dupka...? Nadal o niej myślę... Czasem.

 

 

Rozdział trzeci - Komu w drogę...

 

 

   Joanna siedziaÅ‚a okutana kocem w swoim warszawskim mieszkaniu i próbowaÅ‚a czytać książkÄ™. Jednak co chwila zerkaÅ‚a na komórkÄ™. Mateusz nie dawaÅ‚ znaku życia od kilku dni. ZresztÄ… od pamiÄ™tnej nocy dzwoniÅ‚ rzadko i na ogóÅ‚ siÄ™ spieszyÅ‚. Z firmy, w której byÅ‚a na rozmowie o pracÄ™, też siÄ™ nie odzywali. Nic dziwnego, testy numeryczne poszÅ‚y jej fatalnie. Szczerze ich nienawidziÅ‚a i nie mogÅ‚a zrozumieć, jak na ich podstawie można ocenić inteligencjÄ™ czÅ‚owieka. Czy naprawdÄ™ wszystko można „ubrać” w cyferki? RozmyÅ›laÅ‚a co począć z weekendem, który wÅ‚aÅ›nie siÄ™ zaczynaÅ‚. PrzeglÄ…daÅ‚a w komórce nazwiska znajomych, zastanawiajÄ…c siÄ™ do kogo zadzwonić. Z rozczarowaniem stwierdziÅ‚a, że wiÄ™kszość numerów należy do ludzi z jej byÅ‚ej firmy. DziÅ› już nie miaÅ‚a ochoty rozmawiać o nowych cudownych lekach wprowadzanych na rynek, które pomogÄ… rozÅ‚ożyć konkurencjÄ™ na Å‚opatki, ani o wspaniaÅ‚ych strategiach, które jak te leki, uzdrowiÄ… podupadajÄ…cy organizm firmy.  Tym bardziej o sukcesach cudownej Moniki. Nie chciaÅ‚a też sÅ‚uchać o wyższoÅ›ci jednych elektronicznych gadżetów nad innymi, ani rozprawiać o klubach fitness, dietach i markowych ciuchach, a byÅ‚y to ulubione tematy ludzi z pracy. Może zadzwonić do Izy?, zastanawiaÅ‚a siÄ™. Nie, ona przeżywa renesans swojego zwiÄ…zku. Nie wiem, na co liczy z tym Tomaszem...?

Joasia ostatecznie zdecydowała się na samotny wypad do kina. Sala świeciła pustkami. Pięknie reklamowana komedia romantyczna nie była jednak ani trochę śmieszna, ani wzruszająca.

 

(...)

    - Padnij! PowstaÅ„! Padnij! PowstaÅ„!

Joanna czuÅ‚a, jak po plecach spÅ‚ywa jej pot. ĆwiczyÅ‚a w szeregu tak samo ubranych osób. Wszystkie miaÅ‚y na sobie bÅ‚Ä™kitne, doskonale wyprasowane koszule ze sztywnym koÅ‚nierzykiem i spodnie w idealny kant. Blade, prawie porcelanowe twarze wyglÄ…daÅ‚y nienaturalnie. Pozbawione wyrazistej mimiki, ostrzykniÄ™te botoksem, uÅ›miechaÅ‚y siÄ™ w identyczny, wymuszony sposób. Wszyscy w szeregu wykonywali takie same ruchy, w tym samym momencie. Ćwiczyli, a potem coÅ› wspólnie wznosili, tworzyli przyszÅ‚ość. Z wielkich gÅ‚oÅ›ników rozbrzmiewaÅ‚y hasÅ‚a: Pragniemy wiÄ™kszych zysków! Zysków, zysków – powtarzaÅ‚o echo. Nie możesz zawieść!

Joanna staraÅ‚a siÄ™ bardzo. PrzepeÅ‚niaÅ‚a jÄ… duma, że ma swój wkÅ‚ad w sukces wspaniaÅ‚ej korporacji, matki wszelkiego dobra. CzuÅ‚a, że musi wykonywać ruchy jeszcze lepiej i jeszcze dokÅ‚adniej. ByÅ‚a czÄ…stkÄ…, ale i jednoÅ›ciÄ…. Z innymi w szeregu Å‚Ä…czyÅ‚a jÄ… wielka tÄ™tnica. ZasysaÅ‚a krew z każdego z organizmów. Gdy ludzie pracowali sprawnie, tÄ™tnica bÅ‚yszczaÅ‚a karminowym kolorem, gdy zwalniali tempo, wyraźnie siniaÅ‚a. Wtedy niektórzy osuwali siÄ™ na ziemiÄ™ i nagle z ich gÅ‚ów jak z baloników uchodziÅ‚o powietrze. W puste miejsca natychmiast pompowani byli nowi, ci starali siÄ™ bardziej, byli po prostu lepsi. Sssss..., Joanna czuÅ‚a, że jej twarz siÄ™ raptownie kurczy. ZakryÅ‚a usta jakby zatykaÅ‚a dziurÄ™ w dmuchanej piÅ‚ce. Ssssss – ostry dźwiÄ™k rozdzieraÅ‚ ciszÄ™. Nieee! – usÅ‚yszaÅ‚a swój krzyk. W ostatniej chwili zobaczyÅ‚a szeroki uÅ›miech Moniki.

Przerażonym wzrokiem omiotÅ‚a Å›ciany sypialni. Wszystko byÅ‚o na swoim miejscu. Jej pokój nie zmieniÅ‚ siÄ™ odkÄ…d poprzedniego wieczoru poÅ‚ożyÅ‚a siÄ™ spać. W oknie delikatnie falowaÅ‚a firanka.

 

 

- Damy pani odpowiedź w ciÄ…gu trzech dni. ZdradzÄ™ jednak, że wypadÅ‚a pani bardzo dobrze. Ewidentnie spodobaÅ‚a siÄ™ pani prezesowi – miÅ‚a szefowa dziaÅ‚u personalnego żegnaÅ‚a JoannÄ™.

DziewczynÄ™ rozpieraÅ‚a radość. ByÅ‚a z siebie naprawdÄ™ dumna. IdÄ…c marmurowym korytarzem znanej korporacji rozglÄ…daÅ‚a siÄ™, gdzie może być jej przyszÅ‚y gabinet. Przez szklane Å›ciany pokoi spoglÄ…daÅ‚a na ludzi wpatrzonych w monitory komputerów i zastanawiaÅ‚a siÄ™, którzy z nich bÄ™dÄ… dla niej pracować.

Sprężystym krokiem wyszÅ‚a na zalanÄ… sÅ‚oÅ„cem ulicÄ™. Warszawa pachniaÅ‚a piÄ™knÄ… zÅ‚otÄ… jesieniÄ… i Joannie znów chciaÅ‚o siÄ™ żyć.

- Tato, chyba mam pracÄ™ – szczebiotaÅ‚a do sÅ‚uchawki – To super firma!

- Córcia, ty jesteÅ› pewna, że znów chcesz wypruwać żyÅ‚y dla obcych ? Nie możesz trochÄ™ zwolnić, zająć siÄ™ ważnymi rzeczami?

- Nic nie rozumiesz, to jest moje życie – zdenerwowaÅ‚a siÄ™. – Nie jestem jeszcze na emeryturze. ChcÄ™ dziaÅ‚ać, odnosić sukcesy, zarabiać!

- Wiem, wiem, ale w tym czasie inne sprawy ci umykajÄ… – próbowaÅ‚ oponować starszy pan.

Boże, co innego mogÅ‚abym robić niż pracować w dużej firmie? – pomyÅ›laÅ‚a, ale nie powiedziaÅ‚a tego gÅ‚oÅ›no. Nie chciaÅ‚a kÅ‚ócić siÄ™ z ojcem.

 

 

    MyÅ‚a wÅ‚osy, gdy zadźwiÄ™czaÅ‚ dzwonek u drzwi. Mateusz powitaÅ‚ jÄ… ognistym pocaÅ‚unkiem, obÅ‚apiajÄ…c jednoczeÅ›nie dÅ‚oÅ„mi jej ksztaÅ‚tne poÅ›ladki. Z kosmykami ociekajÄ…cymi wodÄ…, w niedopiÄ™tym szlafroku w różyczki wyglÄ…daÅ‚a powabnie. Jak zwykle przyniósÅ‚ dobre wino, ich ulubiony szwajcarski ser i krakersy. Obejrzeli film sensacyjny na DVD i opróżnili butelkÄ™. Mateusz zrobiÅ‚ siÄ™ trochÄ™ senny. To w dziwny sposób skÅ‚oniÅ‚o JoannÄ™ do dziaÅ‚ania. Najpierw zaczęła delikatnie gÅ‚askać go po twarzy. MiaÅ‚ niewielki, Å‚askoczÄ…cy zarost. PrzybliżyÅ‚a policzek do jego policzka i muskaÅ‚a go gorÄ…cymi wargami. ZaczÄ…Å‚ szybciej oddychać. Joanna poÅ‚ożyÅ‚a rÄ™ce mężczyzny na swoich piersiach. Z czego jak z czego, ale z piersi byÅ‚a dumna. Gdy opuszkami palców dotykaÅ‚ jej sutków, poczuÅ‚a, że robi siÄ™ wilgotna. GwaÅ‚townym ruchem podciÄ…gnęła jego T-shirt i zaczęła ocierać siÄ™ niczym kotka o jego nagie ciaÅ‚o. Wtedy dopiero poczuÅ‚a, jak i on bardzo jej pragnie. WpuÅ›ciÅ‚a go do swej jaskini. Nie wstydziÅ‚a siÄ™ okrzyków rozkoszy, jakie po chwili wydobyÅ‚y siÄ™ z jej gardÅ‚a. Spod póÅ‚przymkniÄ™tych powiek widziaÅ‚a zachwyt w oczach Mateusza.

Leżeli potem nic nie mówiÄ…c. W ogóle rozmawiali niewiele. Do Joanny coraz bardziej docieraÅ‚o, że jest to ukÅ‚ad czysto erotyczny. A przecież nie tego chciaÅ‚a. MarzyÅ‚a o miÅ‚oÅ›ci, zatraceniu w uczuciach, chciaÅ‚a być tÄ… najważniejszÄ…, jedynÄ…. Jednak gdy zamykaÅ‚a drzwi za Mateuszem, czuÅ‚a siÄ™ jeszcze bardziej samotna, niż przed jego wizytÄ…. Ale nie potrafiÅ‚a zakoÅ„czyć znajomoÅ›ci. NamiÄ™tność trzymaÅ‚a jÄ… mocno w swoich szponach, a nadzieja mydliÅ‚a oczy, że chÅ‚opak coÅ› do niej czuje.

 

 

    MinÄ…Å‚ tydzieÅ„ od udanego spotkania w znanej korporacji, a telefon milczaÅ‚. Joasia co godzinÄ™ sprawdzaÅ‚a, czy jej komórka na pewno jest wÅ‚Ä…czona. PrzeglÄ…daÅ‚a maile, a nuż tÄ… drogÄ… przeÅ›lÄ… dobrÄ… wiadomość...

Po kolejnych siedmiu dniach zadzwoniła sama.

- Och, pani Joanno, przepraszam, że siÄ™ nie odzywaÅ‚am – szczebiotaÅ‚a miÅ‚ym gÅ‚osem dziewczyna z personalnego. – ByÅ‚am taka zalatana, pani przecież wie, jak to jest...

Nie, od kilku miesięcy już nie wiem, ale mam nadzieję, że to się teraz zmieni, przemknęło Joannie przez głowę.

- No więc, ostatecznie zdecydowaliśmy się awansować na to stanowisko kogoś z firmy. Jest to osoba ambitna i myślimy, że się świetnie sprawdzi.

- A co ze mnÄ…? Przecież mówiÅ‚a pani, że podobaÅ‚am siÄ™ prezesowi, że byÅ‚ zachwycony...

- No tak, ale trzeba przecież promować swoich pracowników – ćwierkaÅ‚a dziewczyna. Joanna niemal sÅ‚yszaÅ‚a jak trzepocze dÅ‚ugimi rzÄ™sami. – ZwÅ‚aszcza, jak ci pracownicy sÄ… taÅ„si i mÅ‚odsi – zakoÅ„czyÅ‚a prosto z mostu.

Za oknem rozszalaÅ‚a siÄ™ burza. Joanna nie wiedziaÅ‚a, czy Å›wiat rozmywa jej siÄ™ ze wzglÄ™du na zalane deszczem szyby, czy przez nagÅ‚Ä… wilgoć, którÄ… poczuÅ‚a w oczach. ZagryzÅ‚a wargi. Jeszcze bÄ™dzie dobrze, obiecaÅ‚a sobie.

 

    By poprawić jej humor Mateusz wyciÄ…gnÄ…Å‚ JoannÄ™ do kina. Usiedli w ostatnim rzÄ™dzie. Francuski film wlukÅ‚ siÄ™ niemiÅ‚osiernie, ale jemu to nie przeszkadzaÅ‚o. WsunÄ…Å‚ rÄ™kÄ™ pod spódniczkÄ™ Joanny i odnalazÅ‚ jej wilgotne pÅ‚atki. Delikatnie masowaÅ‚ cympeuszek. Ona staraÅ‚a siÄ™ nie być dÅ‚użna. PrzesuwaÅ‚a rÄ™kÄ… po wypukÅ‚oÅ›ci na jego spodniach. Ich oddechy splotÅ‚y siÄ™ w jeden. Ekran robiÅ‚ siÄ™ coraz wiÄ™kszy i wiÄ™kszy, aż w koÅ„cu ich pochÅ‚onÄ…Å‚.

 

 

***

 

    Mateusz dociskaÅ‚ gaz do dechy. ByÅ‚o już caÅ‚kiem ciemno, dni robiÅ‚y siÄ™ krótsze. MiaÅ‚ nadziejÄ™, że zdąży do domu, zanim żona poÅ‚oży maÅ‚ego spać. Nie widziaÅ‚ go prawie od tygodnia. Ostatni okres w firmie znów byÅ‚ szalony. Dyrektor co chwila zwoÅ‚ywaÅ‚ telekonferencje, spotkania, żądaÅ‚ tysiÄ…ca analiz i raportów oraz wciąż wyższej sprzedaży. Mateusz straciÅ‚ rachubÄ™, ile kilometrów przejechaÅ‚ w ostatnich dniach, odwiedzajÄ…c swoich pracowników w różnych miastach. Twarze ludzi zlewaÅ‚y mu siÄ™ w jednÄ…. Ciekawe, czy umiem jeszcze odpoczywać, zastanawiaÅ‚ siÄ™. CaÅ‚e moje życie to jakiÅ› pieprzony maraton. CiÄ…gle siÄ™ Å›cigam, kto bÄ™dzie lepszy, czy ja, czy zegar? Sprawdzam, ile zadaÅ„ uda mi siÄ™ wpakować w jednÄ… godzinÄ™. I po co mi to wszystko? Dla forsy? Dla gÅ‚upiej ambicji? Nie, zapierdzielam przecież dla rodziny! To najlepsza wymówka. Biegnij, Forest, biegnij, Mateusz szydziÅ‚ sam z siebie. Tylko siÄ™ na pysk nie wypieprz. Bo nikt siÄ™ nie schyli, żeby ciÄ™ pozbierać.

Jeszcze pięć kilometrów i bÄ™dzie w domu.

Pisk opon, samochodu jadÄ…cego przed nim wyrwaÅ‚ go z zadumy. O uÅ‚amek sekundy za późno. ÅšwiatÅ‚a stop rozlaÅ‚y siÄ™ przed jego oczami w wielkÄ… czerwonÄ… plamÄ™.

 

 

     - Joasiu, wiem, że Mateusz miaÅ‚ siÄ™ z tobÄ… jutro spotkać, ale nie przyjedzie – gÅ‚os KrzyÅ›ka w sÅ‚uchawce dochodziÅ‚ jakby z bardzo daleka.

- Tak? A sam nie mógÅ‚ do mnie zadzwonić, by mi to powiedzieć? – zdziwiÅ‚a siÄ™ Joanna.

- No, właśnie nie. Jest w szpitalu i siedzi przy nim cały czas żona. Miał wypadek.

- Boże, co się stało?

- MiaÅ‚, skurczybyk, cholernie dużo szczęścia. Samochód nadaje siÄ™ do kasacji, a on ma parÄ™ zadrapaÅ„ i pÄ™kniÄ™te dwa żebra. Chyba musi mieć jakieÅ› chody w niebie – zażartowaÅ‚ Krzysztof.

- Och, czy mogłabym go odwiedzić? Muszę go zobaczyć.

- Przecież mówiÄ™, że jest u niego caÅ‚y czas Anka. Jak coÅ› siÄ™ zmieni, to dam ci znać.

Joanna cisnęła w kÄ…t książkÄ™, którÄ… czytaÅ‚a. WezbraÅ‚y w niej niepokój i zÅ‚ość. ChciaÅ‚a zobaczyć Mateusza, już, natychmiast i nic nie mogÅ‚o jej w tym przeszkodzić. ZbiegÅ‚a do samochodu i z piskiem opon ruszyÅ‚a w stronÄ™ Lublina.

Przydrożne drzewa prześcigały się z jej beemką, jakby bawiły się w berka. Szybciej, szybciej, naciskała na gaz. Czy na pewno Mateuszowi nic nie jest? Czy Krzysiek powiedział całą prawdę?

W końcu dotarła na miejsce.

- Pan KawÄ™cki zostaÅ‚ wypisany już ze szpitala – oznajmiÅ‚a jej niska pielÄ™gniarka. – DosÅ‚ownie przed chwilÄ… żona zabraÅ‚a go do domu. A pani z rodziny?

Joanna nie sÅ‚yszaÅ‚a już tego pytania. WybiegÅ‚a na parking, miaÅ‚a nadziejÄ™, że może go jeszcze zÅ‚apie. WydawaÅ‚o jej siÄ™, że widzi Mateusza w skodzie, która wÅ‚aÅ›nie wyjeżdża na ulicÄ™. Za kierownicÄ… siedziaÅ‚a Å‚adna, nieco pulchna blondynka. JoannÄ™ zakÅ‚uÅ‚o w piersiach. To ona, to musi być ona, myÅ›laÅ‚a gorÄ…czkowo. ZaskoczyÅ‚a jÄ… uroda dziewczyny. Dlaczego on jej to robi? W czym jestem od niej lepsza?...

Poczuła się strasznie zmęczona. Musiała usiąść na krawężniku.

 

 

- Mateusz, jak siÄ™ czujesz? – dopytywaÅ‚a gdy w koÅ„cu odebraÅ‚ telefon.

- A jak mam siÄ™ czuć? Krzysiek mówiÅ‚, że byÅ‚aÅ› w szpitalu. Dziewczyno, czy ty caÅ‚kiem zdurniaÅ‚aÅ›? A co jakby ciÄ™ zobaczyÅ‚a Anka? Co bym jej powiedziaÅ‚? Kochanie, to jest moja koleżanka z pracy, wpadÅ‚a tu przez przypadek, wÅ‚aÅ›nie przechodziÅ‚a? – Mateusz byÅ‚ wÅ›ciekÅ‚y. Joanna nie sÅ‚yszaÅ‚a nigdy takiego tonu w jego gÅ‚osie.

- Przecież chciaÅ‚am siÄ™ tylko upewnić, że nic ci nie jest. To chyba dobrze, że siÄ™ o ciebie martwiÄ™, prawda? – staraÅ‚a siÄ™ go udobruchać

- Mam w dupie twojej zmartwienia. Mogłaś załatwić mnie na cacy.

- Nie mów tak do mnie. Nie masz prawa – teraz i Joanna podniosÅ‚a gÅ‚os.

- Ja nie mam prawa? To ty nie masz prawa nachodzić mnie na moim prywatnym terenie. Zrozumiałaś?

- NaprawdÄ™ przeginasz. Jak siÄ™ uspokoisz to do mnie zadzwoÅ„, nie wczeÅ›niej – energicznie przycisnęła guzik „ZakoÅ„cz”. Nie mogÅ‚a uwierzyć, że tak z niÄ… rozmawiaÅ‚.

Zadzwonił na drugi dzień.

- Księżniczko, wybaczysz mi? – jego gÅ‚os brzmiaÅ‚ ciepÅ‚o, to znowu byÅ‚ jej dawny Mateusz. – MogÄ™ jutro do ciebie wpaść? BÄ™dÄ™ w Warszawie w biurze. PrzyjechaÅ‚bym po pracy...

- To ty już możesz podróżować?

- Nie powinienem, ale wiesz, że robota nie będzie czekać. Gruby zwołał spotkanie. Obecność obowiązkowa.

- On was wszystkich kiedyÅ› wykoÅ„czy – westchnęła.

- Joasiu, musimy pogadać... To ważne.

- JeÅ›li bÄ™dziesz dla mnie miÅ‚y, to przyjedź – zgodziÅ‚a siÄ™. Pragnęła przytulić siÄ™ do jego obolaÅ‚ych żeber.

 

 

     Mateusz przyniósÅ‚ jej róże, dÅ‚ugie, żóÅ‚te. Nigdy wczeÅ›niej nie dawaÅ‚ jej kwiatów. ByÅ‚ blady i wyraźnie nieswój. UsiadÅ‚ na skórzanym fotelu i poprosiÅ‚ o szklankÄ™ wody.

- TrochÄ™ siÄ™ ostatnio wkurzyÅ‚em – zaczÄ…Å‚.

- Nie da siÄ™ ukryć – przyznaÅ‚a Joanna. CieszyÅ‚a siÄ™, że go widzi.

- Ale miaÅ‚em powód – utkwiÅ‚ wzrok w kolorowym kwadracie na Å›rodku dywanu. PrzeÅ‚knÄ…Å‚ Å›linÄ™. – Anka nie może siÄ™ teraz o nas dowiedzieć.

- Tak...? – poczuÅ‚a, że chce jej powiedzieć coÅ› ważnego.

PodszedÅ‚ do okna. StaÅ‚ odwrócony do niej plecami, jakby nie chciaÅ‚ patrzeć jej w oczy. Na chwilÄ™ zapadÅ‚a cisza.

- Moja żona jest w ciąży. BÄ™dziemy mieli drugie dziecko – wydusiÅ‚ z siebie i odwróciÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ Joanny. – To oczywiÅ›cie nic miÄ™dzy nami nie zmienia, ale wiesz, bÄ™dziemy musieli być bardziej ostrożni. Nie chcÄ™ jej teraz denerwować – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™.

Joanna siedziaÅ‚a nieruchomo. PrzypomniaÅ‚a jej siÄ™ Å‚adna twarz blondynki w samochodzie. OdkÄ…d jÄ… zobaczyÅ‚a, staÅ‚a siÄ™ dla niej realna, aż do bólu. Nie mogÅ‚a brać dÅ‚użej udziaÅ‚u w tym trójkÄ…tnym spektaklu.

- Idź już. Nie bÄ™dziemy siÄ™ wiÄ™cej spotykać – powiedziaÅ‚a tonem nieznoszÄ…cym sprzeciwu.

- No, co ty, Joasia...

ChciaÅ‚ jeszcze coÅ› powiedzieć, ale czuÅ‚, że Joanna nie żartuje. PróbowaÅ‚ jÄ… objąć, lecz ze zniecierpliwieniem odtrÄ…ciÅ‚a jego rÄ™kÄ™.

- I nigdy już do mnie nie dzwoÅ„ – powiedziaÅ‚a, gdy byÅ‚ w progu.

Zatrzasnęła za nim drzwi i przekręciła w zamku klucz. Wiedziała, że ten rozdział życia zamyka na zawsze.

 

 

***

 

 

    Firmowa impreza trwaÅ‚a na caÅ‚ego. Przy jednym ze stolików kilku kumpli dyskutowaÅ‚o o życiu. Mateusz co chwila polewaÅ‚ nowÄ… porcjÄ™ czystej. Każdy z obecnych miaÅ‚ dobry powód, by siÄ™ upić. NajÅ‚atwiej szÅ‚o to dziÅ› KrzyÅ›kowi. OsiÄ…gaÅ‚ coraz gorsze wyniki sprzedaży i czuÅ‚, że jego dni w firmie sÄ… policzone.

- JesteÅ›my pokoleniem przeżutym przez korporacje. – wykrzykiwaÅ‚ do ucha towarzysza siedzÄ…cego obok. – Niewidzialni wÅ‚aÅ›ciciele, którzy spÄ™dzajÄ… życie na swoich jachtach, wykoÅ„czonych tekowym drewnem i grzejÄ… dupy w portowych kasynach, wysysajÄ… z nas soki jak z krabów podawanych na ich stoÅ‚y! A nam siÄ™ zdaje, że jesteÅ›my na fali, że wzbijamy siÄ™ na niej do góry, że jesteÅ›my niezwyciężeni, lepsi od innych – zacietrzewiaÅ‚ siÄ™. – Ale prÄ™dzej czy później, ta fala z hukiem wyrzuci nas na brzeg. A my zadziwieni obrotem sytuacji nie bÄ™dziemy potrafili wrócić do morza. Zdechniemy na piachu, bezgÅ‚oÅ›nie woÅ‚ajÄ…c o ratunek.

- Krzychu, ty to jesteÅ› prawdziwy poeta! Chodź, stary, lepiej siÄ™ napijmy, póki jeszcze firma stawia nam wódÄ™ – Mateusz wzywaÅ‚ do nastÄ™pnej kolejki.

- Nie chcÄ™ już pić tego gówna. Nie chcÄ™, żeby Gruby najpierw mnie opierdalaÅ‚ jak burÄ… sukÄ™, a potem dawaÅ‚ kasÄ™, żebym mógÅ‚ siÄ™ dobrze narÄ…bać. MyÅ›li, że nie wiem, że to pieprzone korporacyjne sztuczki?!

- Krzychu, bądź ciszej, jeśli nie chcesz mieć przerąbane.

- Stary, ja mam już i tak przerąbane na maksa, po prostu przesrane. Myślisz, że może być jeszcze gorzej?

- To co ja mam powiedzieć? Stara w niespodziewanej drugiej ciąży, dotknąć siÄ™ nawet nie da, a AÅ›ka siÄ™ na mnie wypięła i nie chce mnie znać – Mateusz nalaÅ‚ sobie kolejnÄ… lufkÄ™.

- A ciebie to tylko dupy interesują. Aśka dobrze zrobiła, nie jesteś jej wart.

- Może i masz racjÄ™ – westchnÄ…Å‚ ciężko Mateusz. – A tam, znajdÄ™ sobie innÄ…. Dużo jest cipek na Å›wiecie.

- ÅšwiÄ™ta racja, kolego – wtrÄ…ciÅ‚ siÄ™ jeden z kumpli. – Wypijmy za cycki i cipki!

Za pizdeczki caÅ‚ego Å›wiata! Niech nam żyjÄ…! – przyÅ‚Ä…czyli siÄ™ pozostali."

bottom of page